Aparatka czyli pół roku z aparatem ortodontycznym: przygotowanie do leczenia, leczenie, koszt

Hello!

Ostatnimi czasy zarówno bloga jak i Instagram, przejęła Zośka. Dziś jednak pora na mnie, bo po nieco pół roku od założenia aparatu ortodontycznego, postanowiłam zrobić Wam małe zobrazowanie uzyskanych efektów. 

Założenie aparatu było moim marzeniem. Niestety, co chwilę pojawiały się inne wydatki i wszystko odkładało się w czasie. Dwa lata temu, będąc na Ukrainie , za jednym razem wyleczyłam 3 zęby i przy kolejnej wizycie miałam ogarnąć resztę. Pech chciał, że przyszła korona, co zablokowało moje kolejne tripy  i wszystkie moje plany o leczeniu zębów za 1/4 ceny w Polsce  poszły w Pizdowice Wielkie. U nas dentyści przyjmowali tylko z bólem, więc na jakiś czas musiałam wszystko przerwać. Punktem kulminacyjnym do wznowienia wizyt u dentysty był czas, gdy wdało mi się zapalenie dziąseł od zbyt dużej ilości nagromadzonego kamienia nazębnego. Co ja się wtedy naszukałam jakiegokolwiek lekarza, który podjąłby się skalingu i piaskownia. Wszędzie słyszałam "nie". Gdy łaskawie zluzowali obostrzenia, byłam chyba pierwszym pacjentem na fotelu po 3 tygodniach chodzenia z obrzękiem dziąseł. Ściągnęłam kamień i osad. Zapisałam się na leczenie dwóch zębów i wymianę srebrnej plomby. 

Potem przyszedł czas wyboru ortodonty. Przez pandemię wszystko się poprzesuwało się i dla nowych pacjentów nie było miejsca. W pierwszej kolejności brałam pod uwagę ortodontów z Czech, ale wizja kolejnego zamknięcia granic wybiła mi ten pomysł z głowy. Oczywiście brałam pod uwagę tylko lekarzy po specjalizacji, a nie po kursach. Po blisko dwóch miesiącach szukania ogarnęłam termin na październik 2020. Po zrobieniu zdjęć RTG, ustalono ze mną plan leczenia, który był niemalże identyczny jak ten zaproponowany w Uniwersyteckiej Klinice Stomatologicznej w Krakowie (tam jednak nie dostałam się na prostowanie zębów, gdyż w pierwszej kolejności były brane pod uwagę bardzo ciężkie przypadki). Dostałam skierowanie na ekstrakcję górnej ósemki i byłam w siódmym niebie, że nie musiałam nic więcej usuwać. 

 

Dokładnie 18 grudnia 2020 założyłam łuk ortodontyczny na dolne zęby. Tutaj miałam i nadal mam większą tragedię w porównaniu do góry, dlatego do marca chodziłam tylko i wyłącznie z jednym łukiem. Na całe szczęście, bo ból przez klika pierwszych dni był tragiczny i w Święta Bożego Narodzenia wszystkie ciasteczka rozmiękczałam w herbacie/kawie :D

Nadszedł styczeń i na jedynkach zamontowano mi rozkontaktowowania, żebym nie zgryzła zamków. Nie chciejcie wiedzieć, jak to te klocki potrafią być uciążliwe i powodują kosmiczną wadę wymowy... Seplenienie rulez. Całe szczęście 19 lipca te różowe ustrojstwa zostały zeszlifowane i ilość miejsca w buzi powróciła do stanu pierwotnego. 



Wraz z założeniem górnego łuku, na dole pojawiła się sprężynka, której zadaniem było zrobienie miejsca na dolną dwójkę. Następny uciążliwy element aparatu, który uniemożliwiał mi normalne funkcjonowanie. Niemal cały czas obklejałam ją woskiem ortodontycznym. Gdyby nie ten zabieg, obtarcia były by zbyt duże, przez co nie mogłabym mówić, ani jeść. Z racji tego, że dwójka została daleko z tyłu, jej doczyszczenie graniczyło z cudem. Kamień zaczął osadzać się w błyskawicznym tempie, co zresztą widać na zdjęciach. Musiałam jednak czekać, aż ząb przywędruje na swoje miejsce docelowe, żeby nie chodzić do higienistki stomatologicznej co dwa miesiące. 

                                                                               

Gdy myślałam, że to już koniec wszelkiej maści udziwnień, do paszczy wjechały wyciągi w postaci gumek zamontowanych na metalowych "guziczkach". Niestety, trzonowce były u mnie bardzo pochylone, więc trzeba było je podnieść w taki, a nie inny sposób. Te gumki noszę do teraz i nie wiem, kiedy przestanę. Co prawda, czuję znaczną poprawę, bo siódemki nie leżą, a zaczęły wstawać, to jeszcze trochę mają do pokonania, zanim całkowicie się wyprostują, dając tym samym punkt pionizowania reszty zębów. 




Zdjęcie sprzed leczenia ortodontycznego nie jest jakoś wybitnie ostre, ale wszystko co ma być widoczne, takie jest :) 


Obecne rezultaty są dla mnie satysfakcjonujące i warte tego bólu oraz dyskomfortu towarzyszącego co jakiś czas. Gdy tylko jakiś ząb zmieni swoje położenie, czuję obtarcia, a każda zmiana ligatur powoduje tkliwość zębów, przez co moim jedzeniem po każdej wizycie stają się jogurty.     

Zdaję sobie sprawę, że mogłam wcześniej ogarnąć temat, bo byłabym już po wszystkim, ale wychodzę z założenia, że jednak lepiej późno niż wcale :D Oczywiście przede mną jeszcze dużo pracy i mam nadzieję, że czwarta fala nie spowoduje przerwania leczenia!

Dotychczasowe poniesione koszty :
Przygotowanie 

- wizyty stomatologiczne (plombowanie + wymiana starej, srebrnej plomby) w Polsce - 280 zł + 200 zł +  90 zł zdjęcie = 570 zł
- piaskowanie + skaling przed założeniem aparatu - 200 zł
- ekstrakcja górnej ósemki (listopad) - 500 zł

Opłaty u ortodononty

- wizyta konsultacyjna - 80 zł (27.10.2020)
- zdjęcia + wyciski - 170 zł (4.11.2020)
- założenie dolnego łuku - 1650 zł (16.12.2020)
- wizyta 1 (założenie rozkontaktowań) - 130 zł (27.01.2021)
- założenie górnego łuku - 1650 zł ( 12.03.2021)
- wizyta 2  z dwoma łukami - 180 zł (23.04.2021)
- wizyta 3 - 180 zł (11.06.2021)
- wizyta 4 - 180 zł (19.07.2021)

23.07 byłam kolejny raz na usunięciu kamienia. Cena za usługę wzrosła o 20 zł w stosunku do ubiegłego roku i teraz zapłaciłam 220 zł. 

Reasumując, w niecały rok na kreowanie hollywoodzkiego uśmiechu wydałam już 6310 zł. Zakładałam, że przy planowanym czasie leczenia zmieszczę się w 10k. Coś jednak czuję, że sporo przekroczę tę kwotę. Na całe szczęście efekty rekompensują każdą złotówkę wydaną na ten cel :) 

Blanka
                                                                    
 


Komentarze

Popularne posty