Make Me Bio czyli co nieco o naturalnej pielęgnacji twarzy
Hello!
Na moich ulubionych blogach dosyć często przewijał się młody, polski brand z tytułu posta, więc sama postanowiłam coś wypróbować. Skoro tyle osób poleca, to coś musi być na rzeczy. Nie myliłam się, bo te dwa kosmetyki całkowicie spełniły moje oczekiwania, a nawet nieco je przekroczyły :)
Zacznę od kremowej maski do twarzy, która rewelacyjnie oczyszcza twarz ze wszelkich zanieczyszczeń i działa o wiele lepiej niż mój ukochany kaolin, a mniej inwazyjnie niż czyste błoto z Morza Martwego będące drugim naturalnym produktem przy pomocy którego odświeżam cerę. Z racji tego, że po błocie skóra mnie piekła, używałam go coraz rzadziej. W kremowej masce od Make Me Bio kompozycja substratów jest mocno wyważona, dzięki czemu nie odczuwa się dyskomfortu w postaci zaczerwienienia czy ściągania, ponieważ kosmetyk nie zastyga na twardą skorupę, a wszystko to przez dużą zawartość olei w składzie :)
Szalenie podobają mi się opakowania. Szklany słoiczek w utrzymany w aptecznych klimatach sprawia, że nic nie wygląda tandetnie. Dodatkowo sznureczek nawiązuje do natury i zamysłu marki. Na etykietce widnieje skład w języku łacińskim (uniwersalny) oraz przetłumaczony na nasz ojczysty. O ile nie mam problemu z czytaniem i translacją w tej pierwszej wersji, tak dla laików jest to super rozwiązanie :)
Kremowa maska jest faktycznie kremowa - gładko aplikuje się na twarz. Bazę stanowi błotko z Morza Martwego, będące cennym źródłem minerałów. Działa ono antybakteryjnie i oczyszczająco, dlatego jest dobrym uzupełnieniem pielęgnacji cer trądzikowych. Później w składzie można zleźć takie oleje jak : olej z pestek moreli, olej z pestek słonecznika olej kokosowy oraz ryżowy. Producent uraczył nas także masłem shea, wyciągiem z kwiatu hibiskusa, wyciągiem z pomarańczy olbrzymiej oraz wieloma innymi tworami Matki Natury.
Kosmetyk nałożony na twarz delikatnie zastyga, ale do tego stopnia, że bardzo łatwo go zmyć. Po tej czynności, cera staje się promienna, gładka i bardzo, ale to bardzo mocno nawilżona, szczególnie w okolicach policzków. Pory ulegają zauważalnemu zwężeniu. No i po takim zabiegu nie trzeba już nic nakładać dodatkowego, bo na skórze zostaje leciutka olejowa warstewka :)
Składniki/Ingredients (INCI): Aqua (Woda), Dead Sea Mineral (Minerały z Morza Martwego) Mud, Palm Free Vegetable Glycerin (Roślinna Gliceryna - Bez Oleju Palmowego), Cetearyl Alcohol & Polysorbate 60, Helianthus Annuus (Słonecznik)*, Olea Europaea (Oliwka) Oil*, Prunus Armeniaca (Morela) Kernel Oil*, Cocos Nucifera (Kokos) Oil*, Butyrospermum Parkii (Masło Shea) Butter*, Palm Stearic Acid, Ascorbic Acid (Witamina C), Sodium Hyaluronate, Zinc Oxide, Silk Peptide Protein, Tocopherol (Witamina E), Xanthan Gum, Hibiscus Sabdariffa (Ketmia Szczawiowa) Flower Extract*, Oryza Sativa (Ryż) Bran Oil*, Citrus Grandis (Pomarańcza Olbrzymia) Extract*, Centella Asiatica (Wąkrota Azjatycka) Extract*, Pyrus Malus (Jabłko) Fruit Extract*, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin *z upraw organicznych
Kolejnym kosmetykiem, którego używam z wielką przyjemnością jest lekki krem nawilżający z SPF 25. Od razu zaznaczam, że używam go tylko na dzień ze względu na ochronę przeciwsłoneczną :) Oczywiście w tej roli spisuje się idealnie, bo każdy podkład czy krem BB dobrze z nim współpracuje. Nic się nie warzy i nie roluje, a do tego tempo wchłaniania jest dosyć szybkie, przy czym na twarzy zostaje lekki, ale nie lepki film. Spodziewałam się tego widząc skład, gdzie główną rolę gra sok z liści aloesu. Mimo swojego bogatego składu, krem ani mnie nie zapchał, ani nie uczulił. Na dodatek jego zapach jest prawie niewyczuwalny :)
Mimo bardzo delikatnej powłoczki jaką po sobie zostawia, twarz się nie świeci, a skóra przez długo czas pozostaje napięta. Po dłuższym stosowaniu odnotowałam również wyrównanie kolorytu, choć ten efekt może być również spowodowany spadkiem hormonów ciążowych. Niemniej jednak nie wykluczam w tym udziału tego kremu, bo jest w nim witamina E, a jak powszechnie wiadomo, to ona przyczynia się do rozświetlenia.
Składniki/Ingredients (INCI): Aqua (Woda), Aloe Barbadensis (Aloes) Leaf Juice*, Cetearyl Alcohol & Polysorbate 60, Palm Free Vegetable Glycerin (Roślinna Gliceryna - Bez Oleju Palmowego), Helianthus Annuus (Słonecznik) Seed Oil*, Olea Europaea (Oliwka) Oil*, Cocos Nucifera (Kokos) Oil*, Butyrospermum Parkii (Masło Shea) Butter*, Prunus Armeniaca (Morela) Kernel Oil*, Zinc Oxide, Silk Peptide Protein, Tocopherol (Witamina E), Avena Sativa (Owies), Xanthan Gum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin *z upraw organicznych
Krem i maseczka tak bardzo przypadły mi do gustu, że zamówiłam kolejne produkty tej marki. Mam nadzieję, że sprawdzą się u mnie tak samo dobrze jak powyższy duet, hehe.
Składy kosmetyków zostały zaczerpnięte ze strony producenta, bo pisząc posta jedną ręką karmiłam Zosię, a drugą stukałam po klawiaturze. Brak czasu to u mnie obecna norma, więc mam nadzieję, że nikt się o to nie obrazi :) Źródło
Blanka
Ciekawe kosmetyki :) I te piękne opakowania.. kuszą strasznie ;)
OdpowiedzUsuńProdukty marki bardzo mnie ciekawią od dawna, a te szczególnie zaciekawiły :) chyba w końcu czas skusić się na ich produkty.
OdpowiedzUsuńzaczarowana-oczarowana.pl
Te opakowania są po prostu piękne!
OdpowiedzUsuńO, maseczka mnie zainteresowała:) Z marką miałam już trochę do czynienia;)
OdpowiedzUsuńMaseczka będzie moja,markę bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńMaseczkę chętnie bym prztestowała. A co do kremu to podoba mi się, że zawiera filtr :)
OdpowiedzUsuńMam ten krem, używam od niedawna i pierwsze wrażenia bardzo pozytywne ;)
OdpowiedzUsuńTe kosmetyki wyglądają uroczo i kuszą mnie od dłuższego czasu.
OdpowiedzUsuńI mnie się szalenie podobają te opakowania ;D mnie kuszą ich kremy pod oczy ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się w końcu skusić na jakiś kremik tej marki :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się konsystencja maski:)!
OdpowiedzUsuńbardzo lubię tę markę, miałam ich krem bananowy do twarzy, rewelacja
OdpowiedzUsuńMam krem pod oczy i jest szalenie wydajny, nie ma szans żeby go zużyć w czasie zalecanym przez producenta. Muszę się zapoznać z innymi produktami marki :)
OdpowiedzUsuńLubię takie naturalne kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńOj chciałabym :)
OdpowiedzUsuńSuper, ze ten krem ma niezły filtr, w sam raz na co dzień :D
OdpowiedzUsuńInteresting post!!!!
OdpowiedzUsuńWould you like to follow each other? let me know and I follow you back.
Besos, desde España, Marcela♥
Nie miałam jeszcze żadnego kosmetyku z tej marki. Koniecznie powinnam się z nią zapoznać zwłaszcza, że lubię naturalną pielęgnację;).
OdpowiedzUsuńMaseczka może mi się przydać na pogorszenie cery porodzie. Natomiast krem też chyba bym polubiła. Te nasze polskie kosmetyki są coraz lepsze. Wcześniej zwracałam uwagę tylko na Sylveco, a teraz widzę, że tych marek wartych uwagi jest coraz więcej.
OdpowiedzUsuńPs. Podziw za karmienie i jednocześnie pisanie. Kobieta to jednak jest zaradna.
Ta maseczka wydaje się super ciekawa ! Czy faktycznie masz cerę problematyczną i widzisz po niej poprawę ? Bo ja wiecznie walczę z niedoskonałościami na czole. Obecnie testuje kosmetyki z The Body Shop, ale ta maska mnie zainteresowała :)
OdpowiedzUsuńhttp://heksa-make-up.blogspot.co.uk/
Ja już nie wiem jak długo waham się nad ich kremem różanym :)
OdpowiedzUsuń