BingoSpa, kuracje do włosów: keratynowa, arganowa, z błotem karnalitowym


Hello!

Cała blogosfera, albo nie. Większa część blogosfery kosmetycznej zachwala maski do włosów z Kallosa. Sama pod wpływem samych rzeczytanych pozytywnych recenzji zakupiłam aż trzy warianty: "Banana", "Silk" oraz "Crema al latte". Niestety, żadna z nich nie zdała na tyle egzaminu, by kupić ponownie którąkowielk z nich. Swego czasu uwielbiałam maski z BingoSpa, bo te faktycznie działay, co wielokrotnie mogłyście poczytać na blogu. Niedawno, owa marka wypuściła kuracje do włosów, czyli coś o wiele bardziej skondensowanego niż maska czy odżywka. Byłam ciekawa, jak wypadną na moich włosach, więc zaczaiłam się na wszystkie 3 wersje. Od razu trzy, bo pojemność jest mała, a przy mojej długości opakowanie szybko dobija dna. Za szybko.


Co prawda po kilku użyciach nie jestem w stanie napisać pełnej recencji, ale chciałabym choć trochę zarysować Wam ich działanie. Co jak co, ale 250 ml to zbyt mało. Opinię mogłabym chyba wydać po zużytym litrze :D

Wbrem pozorom, moim włosom najbardziej siadła keratynowa kuracja, bo ostatnio nie dostarczałam ich żadnych protein, więc stały się zbyt ciągliwe. Po kilku nałożeniach preparatu, ciągliwość została zminimalizowana praktycznie do zera, a włosy na stały się bardziej sprężyste, co widać na ostatnim zdjęciu, które zostało zrobione tuż przed prostowaniem. Również fale doznały podbicia i dostały wyrazu. Wszystko to za sprawą hydrolizowanej keratyny umieszczonej wysoko w składzie, a mającej na celu zamknięcie łusek włosa, wniknięciu w jego głąb, by móc odbudować uszkodzenia powstałej podczas codziennej stylizacji i nie tylko. 




Arganowa kuracja z lnem i jedwabiem to produkt, który nie robił nic specjalnego. Ba, powiedziałabym, że nie robił nic. Tuż po nałożeniu na włosy, można było wyczuć jak kosmyki ładnie rozdzielają się pod palcami. Szkoda, że ten moment trawł tylko do płukania. Po osuszeniu włosów ręcznikiem, na mojej głowie tworzył się jeden, ciężki do ujarzmienia busz. Zastanawiam się, czy nie jest to wina lnu, bo jako tako nigdy nie miałam z nim do czynienia, więc nie byłam w stanie przewidzieć reakcji na ten półprodukt.

Zero dociążenia, zero wygładzenia, a multum puchu i niesfornych, sterczących kosmyków. Nie dziękuję, tego nie szukam. 
          



Z kolei trzecia i ostatnia kuracja z błotem karnalitowym okazała się dobrym kosmetykiem kojącym mój wiecznie podrażniony od łuszczycy skalp. Maska, bo tak pozwolę sobie mianować ten produkt, świetnie łagodzi wszelki świąd, zaczerwienienia czy nadmierne przetłuszczanie, dzięki dosyć sporej zawartości błota. Zresztą, nie raz, nie dwa pokazywałam Wam kosmetyki na bazie błotka, bądź samo błoto w czystej postaci. Zawsze, ale to zawsze byłam zadowolna ze względu na jego bakteriobójcze i ściągające działanie. Tym razem również wszelkie zasługi zostają mu przypisane, gdyż obecnie wyeliminowaałam kolejny atak znienawidzonej przeze mnie choroby. Kuracji nie stosowąłam na włosy, bo wiem, że to zakończyłoby się wielkim przesuszeniem i natychmiastowym spuszeniem czupryny. 




Tak prezentowały się moje kłaki przed zabiegiem keratynowego prostowania. Obecnie wyglądają zupełnie inaczej. Wygląd to nie wszystko, bo przekształceniu uległa również cała struktura włosa, ale o tym za jakiś czas, gdyż czekam na materiały do posta (film).
                 


Co łączy kuracje z BingoSpa?

Wspólnym mianownikiem jest brak silikonów w składzie, dlatego też po ich użyciu, moim koszmarem stało się rozczesywanie czupryny. Bez tych syntetycznych związków krzemoorganicznych, nawet Tanglee Teezer nie daje rady. Well, długie hery też ciężko utrzymać w ryzach.

Poza tym, kolejną cechą wiążącą te trzy produkty jest zapach. Nienawidzę tej taniej, tandetnej i mydlanej woni rodem z PRL'u. Kiedyś nie miałam do niej przeciwskazań, a nawet trochę mi się podobała. Teraz na samą myśl o powąchaniu jakiegokolwiek Bingacza, zaczyna mną skręcać. Nie, nie i jeszcze raz nie.

Blanka

Komentarze

  1. Ja z Bingo mam maskę z elastyną ale jeszcze czeka na pierwsze użycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moją ulubioną maską jest drożdzowa i w Tesco kosztowała 7,50! :)

      Usuń
  2. Patrz, a podobno wszystkie kosmetyki BingoSpa pachną cudnie :)
    Ja żadnego na własnej skórze (i nosie) nie przetestowałam. Wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeee, wiadomo, nie wszystkie pachną tanim mydłem toaletowym :) Znów nie jest tak źle. Hehhe

      Usuń
  3. Jeśli chodzi o kuracje z BingoSpa to się nie wypowiadam, bo nie znam ;)
    Z masek z Kallosa udana jest chyba tylko niebieska, jest naprawdę rewelacyjna, reszta bardziej niż przeciętna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na dłuższą metę nie spisała się żadna z tych wymienionych w poście, więc nie będę podejmować kolejnych prób :)

      Usuń
  4. Ta wersja z błotem bardzo mnie zainteresowała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaluje ze nie mam dostepu do Polskoch masek. Musze zadowolic sie tym co mam.

    OdpowiedzUsuń
  6. zawsze jakoś przechodziłam obok masek bing spa i żałuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maski są ok. Polecam, choć oczywiście nie wszystkie są godne uwagi :)

      Usuń
  7. Ja niestety nie miałam nic z Bingospa do włosów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A powiem Ci, że produkty do włosów są o niebo lepsze niż do ciała :)

      Usuń
  8. miałam jakieś dwie maski Bingo, były całkiem całkiem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że są lepsze, ale jak za tę cenę to tak jak napisałaś, są całkiem, całkiem :)

      Usuń
  9. U mnie też żadna maska Kallosa nie zdała egzaminu, a z Bingo nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ta arganowa kuracja brzmi kusząco ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta z błotkiem musi trafić w moje ręce, bo mam ogromny problem z przetłuszczaniem skóry głowy. :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Używałam maski do włosów tej firmy.Muszę przyznać,ze całkiem nieźle się sprawdziła;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bingo jeszcze nie próbowałam, za to kallosy lubię, ale zapach często mnie odrzucał.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedyś miałam dwie maski z tej firmy nie zachwyciły mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo lubię maski bingo, najbardziej wersję z masłem shea i algami, to jedna z moich pierwszych świadomie kupionych maseczek do włosów :) Fajna jest też ze spiruliną i keratyną oraz mleczna z elastyną - acz muszę wzbogacać je olejem - wtedy jest idealnie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty