Kosmetyki Mokosh, jak zwalczyć niedoskonałości skóry
Hello!
Blog ma ponad 3 lata. Ale to nie post o przemyśleniach związanych z pisaniem postów czy o innych wątkach pobocznych towarzyszących blogowaniu. Dziś będzie o tym, że dzięki tym trzem latom zdobyłam wiedzę potrzebną do wyprowadzenia cery na prostą, a także o utrzymaniu jej w dobrej kondycji. Początki bywały trudne, po czasie problemy powracały jak bumerang. Nie poddawałam się i dzięki metodzie prób i błędów, udało mi się wyeliminować szkodliwe czynniki przyczynające się do wysuszania/zapychania/wzmagania przetłuszczania. Wiadomo, teraz też nie jest jak w bajce, ale przynajmniej wiem, co może mi zaszkodzić, a co nie. Albo tak mi się wydaje :) W zeszłym roku zwęziłam pory - klik, a teraz, zupełnie przez przypadek "wypaliłam" prosaki oszpecające okolice oczu. Małe, białe, podskórne grudki spędzały mi sen z powiek, a ich usunięcie było dosyć bolesnym procesem. Jedynym dotychczas działającym sposobem była igła i Juliuszowa precyzja chirurga. To on zawsze dokonywał zabiegu polegajacym na wygrzebaniu dziadostwa spod uprzednio rozciętego naskórka. O ile na policzku było ok, to pod oczami bolało niemiłosiernie, a łzy lały się jak szalone. Oczywiście, jak to w życiu bywa, mogłam ponieść konsekwencje w postaci blizn. Ufff, na szczęście moja skóra dosyć szybko goi się i regeneruje, więc nie mam żadnych, widocznych plamek, wskazujących na przerwanie naskórka.
Przez długi, długi czas do oczyszczania twarzy używałam zielonej glinki, żyjąc w głębokim przekonaniu, że jest najmocniejszą glinką na rynku. Na szczęście, z braku laku rozrobiłam białą, bo nie miałam zielonej, a potrzeba zrobienia maseczki była coraz większa.
No to skręciłam maseczkę składającą się z 3 naturalnych produktów: białej glinki, hydrolatu malinowego i olejku arganowego, którego zadaniem jest nadanie poślizgu podczas nakładania oraz spowolnienie zastygania maski na twardą skorupę. Pamiętajcie o tym, że glinka działa tylko wtedy, gdy jest wilgotna, dlatego nalezy dbać o to, bo nie stwardniała.
Nie pamiętam proporcji, ale starałam się zrobić coś bardziej gęstego, tak aby podczas chodzenia, nic nie spływało mi z twarzy. Udało się, co przy mieszaniu glinek wcale nie jest takie łatwe.
Hydrolat malinowy bazuje na wodzie aloesowej, a nie jak to czasem bywa, na zwykłej wodzie. Aloes silnie działa na wszelkiego rodzaju podrażnienia i przyspiesza ich gojenie. Stosuję ją zarówno jako bazę do maseczki jak i samodzielnego toniku. W pierwszej jak i drugiej roli sprawdza się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Cera jest lekko ściągnięta, ale mocno odświeżona.
Wracając do prosaków/kaszaków na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć porówanie policzków "przed" i "po". Niestety, nigdzie nie mogłam znaleźć lepszego zdjęcia obrazującego zasyfioną strefę, więc wzięłam staroć sprzed blisko trzech lat (Wiem, że mam zrobioną plamę z różu. Była ona celowa, bo mój ówczesny aparat nie radził sobie z takimi kadrami, więc musiałam nawalić rożu tyle ile fabryka dała. Patrząc z perspektywy czasu, zdaję sobie sprawę, że to był błąd i teraz nie odważyłabym się zamiescić takiego zdjęcia obrazującego róż/bronzer/podkład, bo wygląda to bardzo nieestetycznie). To i tak nie jest apogeum, jakie czasem bywało. Gęstość upakowania białych kulek na cm kw była tak duża, że potrzebna była ingerencja Juliusza. Mimo tego, że minęło tyle czasu, ciągle miałam to na twarzy i dopiero w zeszłym miesiącu pozbyłam się tego utrojstwa na zawsze (oby!)

Żeby nie było niejasności od razu napiszę, że taką maseczkę zastosowałam kilka razy i już po pierwszym razie była widoczna poprawa. Twarz stała się dużo gładsza , a większość grudek przestała być wyczuwalna pod palcami. Po kolejnych maseczkowych seansach było coraz lepiej :) Jedyne co mnie zaniepokoiło to pieczenie. Gdy stosowałam Ghassoul bądż zieloną glinkę nie odczuwałam żadnego dyskomfortu. Tutaj uhybienie objawiło się lekkim pieczeniem i szczypaniem. Nie było to nic strasznego, ale jednak. Może to palenie "wypalało" pożądane ciała obce, hah. W każdym bądź razie, mam 100% pewność, że wyczyszczone policzki, to zasługa glinki wspartej hydroltem i olejkiem arganowym, bo ani kremów, ani podkładu nie przestałam używać, również nie zmieniałam pielęgnacji. Zresztą, częściowa eliminacja prosaków nastąpiła już po pierwszej aplikacji, więc... :) Amerykańskim naukowcem nie jestem, ale dowody w postaci zdjęć mam! :D
Teraz nadeszł czas, aby pozbyć się plam pigmentacyjnych i wszystko będzie cacy :D Mam już odpowiednią broń, a czy zadziała? Jeszcze nie wiem. Dopiero zaczynam kurację i za jakiś czas dam Wam znać :)
Blanka
hydrolat malinowy piłabym hehe
OdpowiedzUsuńChyba nalewkę :D
Usuńa co tam - spirytu doda i będzie nalewka Saurii :)
UsuńChcę ją, teraz :)
OdpowiedzUsuńHah, kupuj :) Biała glinka jest tania!
UsuńZadowalający efekt po pierwszym użyciu to coś dla mnie :) Póki co mam dość kosmetyków do twarzy ale rozejrzę się za tymi :)
OdpowiedzUsuńSama się ździwiłam, że już po pierwszym razie coś drgnęło :)
UsuńCoś nowego na rynku widzę :) Trafia pod lupę :)
OdpowiedzUsuńMokosh czy biała glinka ;>?
UsuńMokosh :)
UsuńJa też męczę się takimi podskórnymi grudkami ;/ Paskudztwo ;/
OdpowiedzUsuńI tak ciężko to wytępić :/
UsuńHydrolat malinowy....zdecydowanie pożądam! :)
OdpowiedzUsuńAle żeby nie było, on nie pachnie malinkami :)
Usuńmam z tej firmy białą glinkę, ale jeszcze nie próbowałam jej :)
OdpowiedzUsuńOtwieraj! :)
UsuńBiegnę jutro po Białą Glinkę do Jaśminu na Dlugiej w Krk! Zobaczymy jak podziała na mnie!
OdpowiedzUsuńTa glinka już zaciekawiła mnie jakiś czas temu :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię białe glinki i tą też posiadam, staram się regularnie używać :)
OdpowiedzUsuńJa także lubię glinki :)
OdpowiedzUsuńJuż dziś drugi raz czytam pozytywną opinię o białej glice + olejku arganowym i sama będę musiała sobie cuś takiego sprawić i zmieszać :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam białą glinkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam glinki. :)
OdpowiedzUsuńBiała glinka u mnie się świetnie sprawdziła :)
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńBiała glinka to chyba mój nr 1 wśród glinek ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tych kosmetyków, ale design opakowań bardzo mnie przekonuje. Oczywiście nie ma co oceniać książki po okładce, ale jednak większe zaufanie mam do takich minimalistycznych i wysmakowanych opakowań.
OdpowiedzUsuń