Apisowe szampony - niby dobre, niby nie...

Hello!

Buszując po forum dotyczącym spraw łuszczycowych natknęłam się na informacje, że najlepszymi szamponami są Apisy. W try migi złożyłam zamówienie na doz.pl i od października nieustannie używałam tylko ich. Bałam się eksperymentować, bo wiedziałam, że Apisy nie robią mi żadnej krzywdy. Jednak jest jedno ale...

Wszystkie myjaki zawierają Sodium Laureth Sulfate i Cocomidopropyl Betaine. Są gęste i perłowe. Podczas szorowania wytwarzają olbrzymie ilości piany, która tak czy siak słabo myje.

Na wykończeniu mam dwie wersje, a dwie pozostałe dawno zużyłam, więc myślę, że z czystym sumieniem mogę Wam co nieco o nich opowiedzieć.

Pierwszym szamponem był szampon błotny z minerałami z Morza Martwego i to chyba ta odsłona przypadła mi najbardziej. Nie podrażniał, a wręcz przeciwnie. Miałam nieodparte wrażenie, że wszystko się stabilizuje i łuszczyca się zalecza.

Następnie całkiem spoko okazał się szampon z minerałami z Morza Martwego i olejkiem arganowym. A czemu? Ze względu na obecność "Złota Maroka". Właściwości są takie same jak u powyższego.

Klęską zaś okazała się wersja z minerałami z Morza Martwego i trawą cytrynową. Według mnie ten wariant powinien oczyszczać włosy o wiele mocniej niż pozostała trójka. Niestety, mycie okazało się na niskim poziomie i aby dokładnie umyć głowę musiałam powtarzać tę czynność minimum 3 razy. Mój skalp nie wytrzymał i postanowił się zbuntować. Rany otwarły się na nowo, łuska wróciła, a skóra niesamowicie piekła.

Zapach - szampon walił najtańszym, cytrynowym mleczkiem do czyszczenia łazienki. Nie mogłam go znieść. Na szczęście reszta Apisowców pachnie całkiem przyjemnie i w tej kwestii nie mam się za bardzo czego przyczepić :)

Kolejny niewypał to szampon błotny z minerałami z Morza Martewgo - intensywna regeneracja. Najdroższy ze wszystkich posiadanych, bo jego cena za 250 ml to około 24 zł.

Nie mam pojęcia dlaczego oczyszczenie włosów jest dla niego tak ciężkim zadaniem. Ten Apis nie może domyć normalnych kłaków, o olejach nawet nie wspomnę. Mimo tej ogromnej wady zużyję go do końca, bo również nie zrobił nic złego z moją delikatną skórą głowy.

Niestety, nienawidzę mieć oklapniętych i nie tyle co tłustych, a takich dziwnych włosów. Nie wiem jak to opisać.

Wiem, że nie powinnam wybrzydzać, bo pole manewrowania między szamponami mam bardzo zawężone, jednak podejrzewam, że w najbliższej przyszłości na pewno nie pokuszę się o ich ponowny zakup.

Żadna z powyższych wersji nie okazała się hitem. Niby są spoko, niby nie. Jako, że powróciłam do olejowania musiałam zmienić sposób oczyszczania i skusiłam się na tradycyjne syberyjskie czarne mydło Babuszki Agafii, które polecała Anwen. Jak na razie jestem pod wielkim wrażeniem (a raczej mój głupi łeb) i nie chcę zapeszać, ale czuję w powietrzu romans stulecia. 

Blanka